Mit „bitwy” pod Gruszką należy wreszcie odczarować!

Zbliża się kolejna rocznica pseudouroczystości z okazji pseudorocznicy mitycznej „bitwy” pod Gruszką w powiecie koneckim. Znów media sprzyjające ugrupowaniom postkomunistycznym wzniecają zainteresowanie wydarzeniem, które już dawno powinno wylądować na śmietniku historii. Dlatego przypominam mój artykuł o fałszywej legendzie Gruszki.

Minęło już 35 lat od upadku Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tymczasem na Kielecczyźnie wciąż pokutuje mit powstały w latach sześćdziesiątych XX w. Mit związany z wpływowym działaczem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – „towarzyszem” Mieczysławem Moczarem „Mietkiem” (właśc. Mikołajem Demką). W szczytowym okresie swojej kariery wchodził w skład Komitetu Centralnego PZPR, pełnił funkcję przewodniczącego Zarządu Głównego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Przede wszystkim jednak uchodził za lidera frakcji tzw. „partyzantów”, dążących do osiągniecia dominującej  pozycji w kręgu elity władz komunistycznych w kraju.
Celom politycznym służyło kreowanie mitów zniekształcających m.in. sytuację panującą podczas okupacji niemieckiej. Zgodnie z narracją „partyzantów” jednym z najsilniejszych ośrodków prowadzących walkę zbrojną z Niemcami miało być podziemie komunistyczne (Gwardia Ludowa i Armia Ludowa). To właśnie na tej podstawie zbudowano jedną z legend założycielskich PRL, a także gromadzono prywatny kapitał polityczny jako uczestnika – „bohaterskiego i odważnego” dowódcy oddziałów Armii Ludowej walczącej z Niemcami podczas II wojny światowej.
Wybór padł na potyczkę pod wsią Gruszka w gminie Radoszyce w powiecie koneckim. Tam też w drugiej połowie września 1944 r. dotarły oddziały AL, nazywające się szumnie „brygadami”. Słowo to nie miało w komunistycznym słowniku nigdy znaczenia jednostki wojskowej, która składałaby się z dwóch pułków piechoty. Prędzej były to brygady robotnicze, czyli grupy liczące co najwyżej kilkadziesiąt osób. Podobnie na ich czele nie stali dowódcy z wojskowym autorytetem, a przywódcy często bez wojskowego doświadczenia, których można porównać raczej do hersztów lub przywódców bandyckich sprzysiężeń.
W rejonie wsi Gruszka i Jóźwików znalazły się: 1 Brygada AL im. Ziemi Kieleckiej pod dowództwem mjr. AL Henryka Połowniaka „Zygmunta”, 2 Brygada AL „Świt” kpt. AL Tadeusza Maja „Łokietka”, 11 Brygada AL „Wolność” pod dowództwem st. lejtn. S. Riaszczenki, 1 kompania 10 Brygady AL „Zwycięstwo”, oddział AL im. Bartosza Głowackiego dowodzony przez Tadeusza Grochala „Tadka Białego” z Obwodu IV Krakowskiego AL i oddział skoczków sowieckich kpt. A. Filuka. Siły komunistyczne według źródeł własnych liczyć miały ok. 1500 ludzi (w tym ponad 700 z 1 Brygady AL). 26 i 27 września 1944 r. bojowcy AL otrzymali zrzuty broni i amunicji (m.in. ok. 350 pistoletów maszynowych, 10 moździerzy, 10 rusznic przeciwpancernych).
Propagandowy obraz przebiegu walk pod Gruszką (29 i 30 września 1944 r.) można znaleźć niemal w każdej książce wydanej do 1989 r. To właśnie za pośrednictwem wielonakładowych publikacji mit „bitwy” pod Gruszką stopniowo zyskiwał na popularności,  a w szczątkowej formie jest obecny na Kielecczyźnie także dziś.

W wolnej Polsce możemy (i musimy!) demitologizować tego typu relikty polityki historycznej PRL. Tym bardziej jest to ważne teraz, gdy dysponujemy wiarygodnymi źródłami archiwalnymi, w tym pierwszymi wersjami wspomnień uczestników „boju”. Wydaje się, że najważniejsze świadectwo odnaleźli autorzy pracy Tajne oblicze GL–AL i PPR. To relacja zachowana w aktach personalnych Henryka Połowniaka „Zygmunta”,  a więc „dowódcy spod Gruszki”. Dokument jako korespondencja wewnętrzna krążył pomiędzy Wydziałem Propagandy, Oświaty i Kultury Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Kielcach a Wydziałem Historii Partii Komitetu Centralnego PZPR w Warszawie. Znajdziemy w nim następujący opis:

We wrześniu 1944 r. podczas dwutygodniowego postoju skoncentrowanych sił partyzanckich AL Kielecczyzny doszło do ciężkiego boju z hitlerowcami i NSZ-em [sic!] w m. Gruszka w pow. koneckim. Mjr Połowniak, wraz z innymi czł[onkami] Sztabu, mimo otrzymywanych meldunków od zwiadowców AL i miejscowej ludności o zbliżającym się n[ie]p[rzyjacie]lu nic nie robił w kierunku zmiany miejsca postoju i oderwania się od n[ie]p[rzyjacie]la. Wobec jednak coraz bardziej następującego wroga stanęło zagadnienie stworzenia obrony okrężnej (n[ie]p[rzyjacie]l otoczył pierścieniem siły AL). Mimo, że niektóre bataliony otrzymały rozkaz okopania się to jednak zlekceważono zorganizowanie właściwej obrony okrężnej, mając do dyspozycji tak wspaniałą nowoczesną broń zrzuconą przez Armię Radziecką. Karygodne to zlekceważenie wyrażało się w tym, że w noc poprzedzającą ten bój, na kwaterze, gdzie mieścił się sztab, urządzono sobie bal z okazji imienin narzeczonej Połowniaka, ps. »Albinka«, której przygotowywano w tym celu nawet suknię balową. Tańce trwały całą noc; grały harmonie; pito wódkę, a hitlerowcy tymczasem mobilizowali swe siły i wraz z NSZ-em zacieśnili wokół AL żelazny pierścień gotując się do zadania krwawego ciosu.
Nic też dziwnego, że w wyniku tej walki, dzięki karygodnemu stanowisku d[owód]ztwa na czele z Połowniakiem, AL poniosła olbrzymie straty w ludziach (około 70 [zabitych] i kilkudziesięciu rannych) oraz w sprzęcie bojowym, którego olbrzymia część świeżo otrzymana ze Związku Radzieckiego dostała się w ręce wroga.

Obraz tragedii, a przede wszystkim braku kompetencji i bierności kadry dowódczej AL dopełnia meldunek jednego z sowieckich uczestników walk. W książce Tajne oblicze GL–AL i PPR czytamy: „według oficera sowieckiego J. Juszkiewicza (uczestnika tej walki), po stronie niemieckiej wystąpiły głównie oddziały tzw. »kałmuków«. Ze strony oddziałów AL i brygad sowieckich, poza stratami w walce, pozostałych 690 ludzi w czasie obławy pod Gruszką w części mniejszej zdezerterowali, a w większej zostali rozpuszczeni do domów – czyli nastąpił faktyczny rozpad zgrupowania komunistycznego!” Wśród dezerterów był m.in. Tadeusz Maj „Łokietek”, dowódca 2 Brygady AL!

Po wojnie liczbę strat własnych zwiększono o wszystkie ofiary walk w dniach 29 i 30 września 1944 r. Niemcy po otoczeniu pierścieniem lasów wokół miejscowości Gruszka, Gruszka-Gać, Jóźwików i Mularzów rozpoczęli ostrzał artyleryjski wiosek. W czasie kanonady mieszkańcy kryli się w okolicznych lasach lub prowizorycznych ziemiankach i schronach. Wskutek błędnego prowadzenia walki przez komunistyczne dowództwo, Niemcom udało się przełamać partyzancką obronę i wedrzeć do wsi. W Gruszce i Gruszce-Gaci podpalili kolejno zabudowania, które nie spłonęły podczas ostrzału, natomiast wobec ludności cywilnej postępowano różnie. Niektóre osoby puszczano wolno, pojedyncze rozstrzeliwano, zaś większość (43 osoby, w tym 3 kobiety) zatrzymano do następnego dnia. W czasie eskortowania zebranych ludzi w kierunku wsi Sarbice umyślnie zostali oni wpędzeni na miny pozakładane przez partyzantów. Zginęło kilku mieszkańców. Pozostałych zapędzono do Łopuszna, skąd trafili do niemieckich obozów koncentracyjnych.
Rankiem 30 września 1944 r. Niemcy wkroczyli ponownie do Jóźwikowa i kolejno podpalali zabudowania, uprowadzając ze sobą około 20 mężczyzn. Przeczesali także okoliczne lasy i wioski Łysów, Węgrzyn, Kapałów oraz przysiółki Mały Węgrzyn, zwany także Zabijak i Nowinki. W czasie tej akcji ujętych zostało kilkunastu mężczyzn. Z obydwu połączonych grup zwolniono ludzi chorych i inwalidów. Trzeci punkt zborny dla zatrzymanych znajdował się we wsi Grębosze, gdzie wszystkich razem przesłuchiwano i bito, zaś 11 rozstrzelano na nieużytkach pomiędzy wsiami Grębosze i Kaliga. Pozostali trafili prawdopodobnie na przymusowe roboty. Łącznie zatem zginęło 30 osób, rozstrzelanych na miejscu lub umyślnie wpędzonych na miny.

Chociaż fakty świadczyły o zupełnie innym przebiegu walk, tym gorzej było dla faktów… Nie powstrzymało to tow. „Mietka” od podjęcia decyzji o zorganizowaniu Muzeum Walk Partyzanckich na Kielecczyźnie w pobliskiej wsi Jóźwików. W trybie partyjnej decyzji okoliczne muzea i archiwa zostały wezwane do oddania do nowo powołanej placówki eksponatów, które uzasadniłyby sens istnienia izby pamięci w środku niczego, daleko od ośrodków miejskich. Nieswoimi eksponatami nie interesowano się ani w okresie świetności muzeum, ani po jego likwidacji. Jako nastolatek miałem okazję chodzić po nieczynnym i zniszczonym obiekcie. Wśród gruzów i śmieci można było znaleźć oryginalne niemieckie obwieszczenia z pieczęciami własnościowymi jednej z kieleckich placówek kultury.

W ten sposób szybko powstało muzeum, którego osią narracji została „bitwa” pod Gruszką. Ukazywać miała „męstwo” bojowców z AL, którzy w oficjalnym przekazie „poradzili sobie z niemiecką nawałą”. By wzmocnić tę narrację rokrocznie organizowane były (i nadal są!) uroczystości. W dobie PRL aparat partyjno-państwowy angażował do tego szkoły, struktury Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, a także Związku Harcerstwa Polskiego. Wśród miejscowych starszych harcerzy do dziś funkcjonuje nazwa „rajd Guszka” lub „rajd na Gruszkę”. W latach słusznie minionych setki, a niekiedy i tysiące młodych ludzi pojawiały się na komunistycznych obchodach, by stanowić tło dla oficjeli i partyjnych kacyków.

Antywojenne wiece, na których przewijały się hasła „walki o pokój” organizowane były przed odsłoniętym w latach pięćdziesiątych XX w. pomnikiem na skraju lasu we wsi Gruszka. Co ciekawe, dość szybko pierwotną płytę przysłonięto kolejną żeliwną. Nawet dla komunistów i ludzi żyjących w tamtych czasach pierwsza inskrypcja była przesadą… Napisano bowiem na niej, że oddziały AL walczyły pod Gruszką przeciwko Niemcom i współdziałającym z nimi oddziałem Narodowych Sił Zbrojnych. Na nowej, żeliwnej płycie treść była już pasująca do oficjalnego przekazu, nadal jednak gloryfikowała dokonania AL.

Rzeczywisty przebieg wydarzeń we wrześniu 1944 r. doskonale znany był uczestnikom dorocznych zjazdów. W materiałach Służby Bezpieczeństwa PRL zachowały się doniesienia związane z wypowiedziami, które padały wśród uczestników uroczystości. Warto zwrócić uwagę na meldunek tajnego współpracownika ps. „Komar”, który informował o wypowiedziach jednego z kombatantów z szeregów Armii Krajowej na temat patrona uroczystości tow. Moczara: „to dziwkarz, pijus i obijus. W lubelskim nie prowadził żadnych walk. Za to przeniesiony został w Kieleckie pod kontrolą Korneckiego. W walkach pod Gruszką i Świnią Górą z jego winy AL poniesie poważne straty. Po wojnie sfałszował historię i wszystko przypisywał sobie – oczywiście same sukcesy. AL liczebnie była organizacją małą, nie taką jak się obecnie wyolbrzymia”. Z materiałów SB wynika, że doroczne wiece pod Gruszką cieszyły się złą opinią wśród weteranów z kręgów AK. Z 1974 r. znalazł się zapis: „była alowska uroczystość w Gruszce. Wszyscy alowcy zostali udekorowani Krzyżami Kawalerskimi [Orderu Odrodzenia Polski]. Stworzyli sobie historię, ale jak się Niemcy pokazali to zwiali”.

Także aparat administracyjny Wydziału Propagandy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Kielcach w swoich wewnętrznych sprawozdaniach ukazywał faktyczny cel kształtowania ideologicznego oblicza miejscowego społeczeństwa. Propagandyści nie uchylali się od działań mających na celu reinterpretację historii i wygodne dopasowywanie faktów do głoszonych tez. Trwałe zniekształcanie świadomości obywateli i bezkrytyczne przyjmowanie elementów indoktrynacji stało się zasadniczym celem wszelkich rocznic i obchodów. Podczas obchodów dwudziestolecia Polskiej Partii Robotniczej, trwających cały rok 1962, największy wiec antywojenny w województwie kieleckim odbył się pod Gruszką. Zgromadził ok. 20 000 osób, a wśród nich wielu byłych bojowców AL i partyzantów sowieckich. Z wiecem było połączone także nadania imienia Gwardii Ludowej Koneckim Zakładom Odlewniczym. I choć sami funkcjonariusze PZPR uważali, że tego typu wiece kosztowały wiele wysiłku organizacyjnego i dużych nakładów finansowych, to uznawali poniesione koszty za odpowiednio wykorzystane!

Partyjni towarzysze nie mylili się w swoich ocenach. Chociaż minęło już 35 lat od upadku w Polsce ustroju komunistycznego, legenda stworzona przez Mieczysława Moczara wciąż jest żywa. W 2014 r., w 70. rocznicę walk pod Gruszką Rada Gminy Radoszyce uroczyście podjęła uchwałę, by miejscu gdzie znajdował się obelisk nadać nazwę „Polana Chwały”. Trzy miesiące później wojewoda świętokrzyski uchylił uchwałę w trybie nadzoru jako niezgodną z obowiązującym prawem.

Dwa lata później, w 2016 r. weszła w życie ustawa o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki. Pomniki nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować. Również za podlegające usunięciu ustawodawca uznał pomniki odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989. Tym sposobem z przestrzeni publicznej zniknął wreszcie komunistyczny obiekt propagandowy we wsi Gruszka.

Wydawałoby się, że głaz ten był jednym z ostatnich symboli oddziaływania komunistycznej propagandy na Kielecczyźnie. Tymczasem środowiska lewicowe w miejscu zlikwidowanego obiektu postawiły… krzyż! I co ciekawe, uroczystości w Jóźwikowie i Gruszce trwają dalej. Uczestniczą w nich środowiska postkomunistyczne, czcząc swoich „bohaterów” i fałszywą legendę. Zmienił się tylko scenariusz, bo uroczystości upamiętniające bojowców z AL rozpoczynają się od… mszy świętej, o którą na pewno aelowcy pod Gruszką nie walczyli. Ale kto im w wolnej i niepodległej Polsce tego zabroni?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *